wtorek, 6 grudnia 2016

Bal Mikołajkowy 2016


Przygotowania zaczęły się na kilka dni przed 6 grudnia i daję słowo, że wszyscy w Echo chodziliśmy jak zombie przez nadmiar pracy. Ale wiedzieliśmy, że wysiłek warty będzie efektów, więc wykonywaliśmy powierzone sobie wzajemnie obowiązki jedynie z cichutkimi westchnieniami.
W ten szczególny poranek byliśmy na nogach już od godziny piątej pięćdziesiąt, chociaż szczęśliwcy mogli wylegiwać się w łóżkach nawet do ósmej. Panowie zaraz udali się do stajni, żeby nakarmić zwierzaki kopytne, Amelia i ja zajęłyśmy się zwierzyńcem domowym, natomiast Audrey zakomunikowała, że zajmie się tymi bardziej egzotycznymi pupilami. Kiedy usłyszała to Sky od razu zapragnęła jej pomóc. Tymczasem Megan i Valentine zabrały się za przygotowywanie śniadania dla ciężko pracującej załogi. 
Treningi tego dnia odbywały się wyłączeni rano. Spieszyliśmy się, żeby wyrobić się ze wszystkim do południa, aby mieć czas na dopięcie organizacji balu na ostatni, najmniejszy guziczek. Nie mam pojęcia jakim cudem udało nam się to zrobić, ale najwyraźniej los nam sprzyjał. 
Odebrałam kilka telefonów od managerki hotelu, którą wcześniej poprosiłam, żeby dawała mi znać, kiedy zjawi się któryś z moich gości. Całe szczęście, że nie musiałam zajmować się przygotowaniem pokoi, bo moje drogie koleżanki ulokowaliśmy właśnie w hotelu, w którym miał się także odbyć bal. 
Zauważyłam, że Alex i Vincent nie mają co robić, więc zgarnęłam ich sobie do pomocy. Zabraliśmy z domu zabezpieczone foliami kreacje i zapakowaliśmy je do samochodu. 
- Jedziecie już do miasta? - zapytała Natalie, nagle pojawiając się na ganku. - Bo ja się zaraz spóźnię do fryzjera! - dodała z przejęciem.
Alex jedynie westchnął i machnął ręką na znak, żeby pakowała się do auta. Dwie minuty później byliśmy już w drodze do Los Angeles. Podróż była krótka, bowiem siedziałam za kierownicą, a ulice były mniej więcej puste. Poza tym nie mogłam doczekać się spotkania z koniarkami, których nie widziałam już jakiś czas. Na przykład z Milką, która wyprowadziła się na drugi koniec kraju…
Wpadliśmy do holu z naręczem tych wszystkich sukni i garniturów, wzbudzając ogólnie zaciekawienie zebranych tam ludzi. W tymże niewielkim tłumku wypatrzyłam Arabię i Zafirę. Gdy tylko pozbyłam się ciężaru, przekazawszy go pracownikowi hotelu, pobiegłam uściskać dziewczyny. 
- Super, że już jesteście!  - oznajmiłam, nie mogąc przestać się uśmiechać. - Pewnie jesteście wykończone, więc lepiej odpocznijcie. Nie będziemy wypuszczać nikogo z sali balowej do trzeciej nad ranem – pokazałam język, a potem zostałam zawołana przez managerkę. - Także widzimy się o osiemnastej!
- Do zobaczenia!
Widziałam jeszcze sporo znajomych twarzy, kiedy biegałam po korytarzach i salach, upewniając się, że wszystko nabiera kształtów i wyrobimy się z organizacją. W  międzyczasie pojawiła się Detalli ze swoją liczną załogą, więc na chwilę wyłączyliśmy się z ruchu, żeby się należycie przywitać, ale zaraz po tym praca ruszyła ze zdwojonym tempem. 
Dereka, w przeciwieństwie do Blaze'a nie trzeba było długo przekonywać by pomógł. Ten drugi twierdził, że jest na wakacjach i mamy się odczepić, aż do momentu gdy Det zastraszyła mu upublicznieniem jakichś tajemniczych zdjęć. 
Tak czy inaczej udało nam się ze wszystkim wyrobić na czas, a ostatnie szczegóły pozostawiliśmy pracownikom hotelu. Sami musieliśmy się przecież jeszcze wystroić. 
To była szalona część, ponieważ nie mieliśmy specjalnie długiej przerwy przed oficjalnym rozpoczęciem balu. Panowie zdołali się wyrobić bez większych problemów i gromadzili się już w holu przed główną salą. Wiedziałam, bo ich lekiem na nudę okazało się robienie sobie zdjęć i wysyłanie ich wszystkim spóźnialskim z pospieszającymi tekstami. Mogłam usłyszeć przez ścianę wkurzony głos Portugalki, chwilę po otrzymaniu którejś już z kolei fotki. Kiedy w końcu należycie zakręciłam włosy pobiegłam pomóc Detalli, która jednak tej pomocy nie potrzebowała. Zapukałam do kolejnego pokoju, w którym jak się okazało urzędowała Boksi. Załoga Summer Berry przyjechała trochę za późno i z  twarzy właścicielki mogłam bez problemu wyczytać zdenerwowanie. 
- Boże, jakaś masz genialną sukienkę… - powiedziałam, kiedy tylko opuściłam wzrok.
- Jeszcze nie jestem gotowa, ale bardzo bardzo się spieszę – odpowiedziała na wydechu i pobiegła w głąb pokoju, gdzie zerknęłam. Na prawie całym łóżku porozwalane leżały kosmetyki, a na jedynym wolnym skrawku siedział zrezygnowany Trevor.
- To ja Ci zrobię włosy, a ty się w tym czasie maluj, kochana.
Boksi szybko przeanalizowała swoją sytuację i zgodziła się. Trevor stwierdził, że w sumie to już nie da rady i wyszedł. 
Kiedy tylko skończyłyśmy, wyszłyśmy na korytarz, gdzie stanęłyśmy twarzą w twarz z Milą ubraną w długą niebieską suknię i pasujące dodatki z motywem śniegu. 
- Milko, wyglądasz jak królowa śniegu – oznajmiłam, kiedy zmierzyłam ją wzrokiem z góry na dół.
Uśmiechnęła się promiennie i weszła pomiędzy nas obejmując obydwie ramionami. 
- Skoro królowa jest już wyszykowana to możemy zaczynać tę imprezę.
Ruszyłyśmy ku schodom w rewelacyjnych humorach i zaśmiewałyśmy się co chwilę z historii, którą opowiedziała nam Boksi. Kiedy pojawiłyśmy się na dole, okazało się, że jednak nie wszyscy się jeszcze zebrali, więc wtopiłyśmy się w tłum. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Portugalka w stroju pani Mikołajowej, otoczona przez wianuszek zachwyconych stajennych z Estrelli i Bernaux. 
Podkowa wybrała niecodzienną, bardzo charakterystyczną i długą sukienkę. Wyglądała w niej naprawdę dobrze. Rozmawiała właśnie z Juki, która opowiadała o swoich nowych nabytkach – kilku niezwyklej urody arabkach. Sama chciałam dowiedzieć się o nich czegoś więcej, więc przywitałam się z dziewczynami. Zaraz przyłączyła się także Zafira i jeden z jej trenerów, wydaje mi się, że miał na imię Akram, jednak nie znam zbyt dobrze pracowników Jakarty. 
W końcu przybyły ostatnie gwiazdeczki i mogliśmy otwierać te wielkie wrota. 
Wewnątrz wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Było ciemnawo, chociaż ozdoby w kształcie śnieżynek i bałwanów błyszczały nawet przy nikłym świetle z korytarza. Weszliśmy do środka z lekkim strachem, ale kiedy zapalono niebieskie i białe reflektory wszystko się zmieniło. Zrobiło się naprawdę wesoło, a atmosfera natychmiast poprawiła się o 100%. Słyszałam za sobą chichotanie i podekscytowane szepty gości. Sala balowa była wielka! Długa na jakieś dwieście metrów, szeroka na prawie sto, a sufit był niemal tak wysoko jak w katedrach. Zwisały z niego kręcące się wokół własnej osi ozdoby, lekko posypane srebrnym brokatem, który nie miał skrupułów przed spadaniem na nas. 
Zaraz przy wejściu rozmieszczone rozstały okrągłe, kilkuosobowe stoły nakryte już do posiłku. Ustawiono na nich niewielkie choineczki przystrojone w pięknie malowane bombki i białe lampki zastępujące świece. Dalej znajdował się parkiet, na którym wszyscy mogliśmy spokojnie tańczyć, a miejsca starczyłoby jeszcze dla pracowników hotelu. Pod ścianami ustawiono już większe choinki, a między nimi leżał sztuczny śnieg, zrobiony z jakiegoś wato podobnego, bardzo lekkiego i puszystego  materiału. Na końcu ustawiona była scena, na której stał już gotowy do grania zespół, a na ścianie nad muzykami wyświetlano zdjęcia naszych koni. Były podpisane podstawowymi informacjami, takimi jak imię, rasa, pochodzenie czy aktualne miejsce pobytu. Mogłyśmy się trochę ponapawać naszymi rumakami. Widzieliśmy też kilka par drzwi, jednak na razie nie zajmowaliśmy się tym, co za nimi czeka, a raczej od razu zasiedliśmy do stołu. Byliśmy głodni, bo wiele z nas przegapiło obiad. I śniadanie. 
Jak na jako tako cywilizowanych ludzi przystało zajęliśmy miejsca bez kłótni. Każdy znalazł dla siebie jak najlepsze towarzystwo. Siedzieliśmy po sześć osób przy jednym stole. 
Niemal natychmiast zjawili się kelnerzy którzy najpierw podali zupy, a następnie drugie danie. Trzeba było przyznać, że kucharzy mieli tu niesamowitych, więc potrawy szybko zniknęły z talerzy. Na deser mogliśmy zjeść lody z musem malinowym. 
Zespół już w czasie jedzenia grał jakieś wolniejsze kawałki, nie za głośno, by nie przeszkadzać w rozmowach, a jedynie stworzyć odpowiedni nastrój. A rozmowy kleiły się znakomicie i nie było minuty, w której ktoś nagle nie wybuchał radosnym śmiechem. Myślałam, że będziemy musieli zaraz reanimować Elvię, która już nie mogła oddychać, ale Connorowi udało się ją sprowadzić na ziemię, szepcząc jej na ucho. Nie wiem co to było, ale oberwał za to z łokcia. Grunt, że pomogło! 
Zerknęłam na managerkę, która stała w drzwiach, trzymając mikrofon. Kiedy nawiązałyśmy kontakt wzrokowy od razu wstałam i podeszłam do niej, żeby zabrać sprzęt. Włączyłam go i rozejrzałam się po twarzach zebranych przy stołach gości. 
- Hej… - powiedziałam trochę zdenerwowana, bo wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę – chciałabym was oficjalnie przywitać i podziękować za przybycie. Szczególnie, że wiele osób przyjechało z daleka. Mam nadzieję, że spędzicie miły wieczór i nie zawiedziecie się tym, co przygotowaliśmy żeby sprawić tegoroczne Mikołajki niezapomnianymi. Możecie zaglądać w każdy zakamarek, bo czekają tu na was przeróżne atrakcje. Chyba każdy znajdzie coś dla siebie. Zatem nie przedłużając – witajcie na balu i bawcie się dobrze!
Wtedy zespół zaczął grać głośniej i żwawiej, a parkiet powoli zapełniał się parami . Nawet Antkowi udało się namówić do tańca Esmeraldę, chociaż może było odwrotnie? Nie byłam pewna, które z nich pierwsze wpadło na ten pomysł, ale oboje się uśmiechali, więc wszystko w jak najlepszym porządku. Blaze wciąż próbował wyciągnąć Det na środek, aż w końcu blondynka się złamała i pozwoliła się poprowadzić. Udawałam, że nie widzę tego rozdzierającego serce spojrzenia Alexa (Echo). 
Agness wraz z Elvirą i Mathildą stwierdziły, że najpierw zajmą się badaniem tego, co znajduje się za kolejnymi tajemniczymi drzwiami. Ja w tym czasie jadłam deser zabrany Scottowi, ale miałam na nie dobry widok. W pokoju do którego weszły najpierw, można było grać w przeróżne gry karciane. Chyba im się spodobało, bo długo nie wychodziły. Chwilę później dołączyli do nich Sindy i Dawid z Arishy. 
Zabrałam przechodzącą obok Anę (WM) pod rękę i po krótkiej wymianie zdań stwierdziłyśmy, że też troszeczkę się rozejrzymy. Trafiłyśmy do pokoju z atrakcjami festynowymi. Była to właściwie mniejsza salka, chociaż i tak imponujących rozmiarów. Wzdłuż ścian stały stoiska, a na samym końcu pomieszczenia znajdował się mechaniczny byk. Popatrzyłyśmy na siebie wzajemnie, stwierdzając, że takie wyczyny w długich sukniach to jednak nie jest dobry pomysł. Zajęłyśmy się więc rzucaniem i strzelaniem do celu. W niedługim czasie dołączyły do nas kolejne osoby, zmęczone tańcem lub po prostu szukające wrażeń. 
Ana trafiła dokładnie w środek tarczy piąty raz pod rząd, dzięki czemu wygrała pluszową żyrafę dla swojej córki. 
- Micky nie jest za stara na takie rzeczy? - zapytałam, zerkając na zabawkę z powątpiewaniem.
- Pewnie wolałaby pluszowego Dereka, ale myślę że żyrafa też się jej spodoba.
Na widok mojej miny jedynie parsknęła śmiechem i pokręciła głową. 
- Nie potrafi ukrywać rzeczy tak dobrze jak myśli, że potrafi. Matki wiedzą – odparła dumna z siebie, a później wypatrzyła w tłumie Nicka (WM) i pobiegła się mu pochwalić nagrodą.
Ja natomiast stanęłam sobie przy stoisku z maleńkimi wędkami, którymi trzeba było złowić plastikowe rybki na magnesy. Portugalka z ogromnym skupieniem wymalowanym na twarzy próbowała właśnie swoich sił w tej zabawie. Towarzyszyli jej Steve, Majetsic i Nick (BP). Ostatnia dwójka jednak udała się gdzie indziej. 
- No prawie ją miałam! - krzyknęła obudzona dziewczyna, gdy rybka spadła z powrotem na planszę jeziorka. - Steve, przynieś mi kanapeczkę. Muszę zajeść stres.
Chłopak wywrócił oczami, ale posłusznie udał się w drogę do sali z przekąskami. 
- Wow, nieźle wytresowany – odparłam z podziwem, co chyba trochę poprawiło jej humor. - W czym tkwi sekret?
- Tiaa, czasami miewa gorsze dni, kiedy wieje południowy wiatr, ale generalnie zna sporo komend i jest w miarę grzeczny. A sekretów nie zdradzam, koleżanko. Musisz sama opracować swój program treningowy.
- Eh, no trudno... metoda prób i błędów w końcu musi odnieść skutki… - westchnęłam.
Wtedy wrócił Steve z całym talerzem kanapeczek, na widok, których Portugalce niemal zaświeciły się oczy. 
Z zaskoczeniem odnotowałam, że Alex Harrison z Victory Stud właśnie ukradła komuś spodnie i dumnie kroczyła w kierunku mechanicznego byka. Nieszczęśliwiec pewnie ukrywał się w łazience, ale praktycznie połowa z zaproszonych zebrała się wokół urządzenia, żeby podziwiać wyczyny koleżanki.
Na początku nawet nieźle jej szło, w końcu na co dzień wiele z nas walczy o przetrwanie kiedy koń zaserwuje nam serię bryków, więc doświadczenie jest. Problem zaczął się wtedy, gdy za konsolą stanął jej chłopak Justin. Jego szelmowski uśmieszek spowodował moją wielką ciekawość i przerażoną minę Alex, która chyba już domyślała się co się zaraz stanie. Po zaledwie trzech porządniejszych szarpnięciach byka, dziewczyna spektakularnie poleciała na matę. Justin zadowolony z siebie pozbierał ją i ucałował w czoło, żeby przypadkiem nie była na niego zła. 
Kolejnym śmiałkiem okazał się być Brian z Estrelli, ale nie zdążyłam zobaczyć jak sobie poradzi, bowiem Aiden postanowił, że ze mną zatańczy i nie miałam zbyt wiele do gadania. Na głównej sali wciąż wirowała wiele par, ale najwięcej uwagi zdobyli Shamvari i Dean, którzy chyba kiedyś brali jakieś lekcje, bo daję słowo, że nie można było od nich oderwać oczu. Bawili się przy tym znakomicie, nie zwracając wcale uwagi na to, że przyglądają im się całe tłumy. Det i Blaze wciąż tu byli i nie zapowiadało się, jakby mieli szybko skończyć. Szeptali sobie do ucha, co jakiś czas znacząco się przy tym uśmiechając. Przeniosłam wzrok na Domcię i Kubę, którzy rozmawiali przy swoim stoliku, a po chwili dołączył do nich Rafał z Valentiną Morales. Wkrótce cała czwórka udała się do pokoju karcianego. Właściwie w ciągu ostatnich kilku minut weszło tam sporo osób… 
Pobiegłam tam kiedy tylko skończyła się piosenka i z trudem mogłam coś zobaczyć przez spory tłumek. W końcu przecisnęłam się aż do stołu do pokera, przy którym siedzieli Majestic, Portugalka, Daniel i Felix z Estrelli, Arabia, Harry (Echo) oraz Alex (L) i opierająca się o niego Miśka, która choć nie grała, to była bardzo zaangażowana w grę. Widziałam tylko jak Alex pokazuje swoje karty i z wielkim uśmiechem widzie wzrokiem po twarzach swoich rywali. 
Wkurzona Arabia gwałtownie podniosła się z miejsca i posłała Alexowi mordercze spojrzenie. 
- Kiedy na Ziemię przybędą kosmici, mam nadzieję, że cię zjedzą! - powiedziała, po czym poszła w kierunku barku.
- Hah, niech próbują… - odparł wesoło chłopak, zgarniając należące się mu żetony.
Pozostali też mieli raczej markotne miny i zaczęłam żałować, że ich nie ostrzegłam, no ale nawet pan Alex Hood trafi w końcu na kogoś kto go oskubie. Chyba powinnam rozejrzeć się za Blazem i zaproponować mu partyjkę na mój koszt. 
Tak czy siak najpierw postanowiłam zgarnąć dla siebie trochę malin. Mieliśmy oddzielny pokój ze stołami pięknie zastawionymi przeróżnymi smakołykami. Znajdowało się tam też kilka ławek przystrojonych choinkami ze sztucznym śniegiem i lampkami. Zabrałam na talerzyk trochę malin i przysiadłam się do Milki, Audrey i Podkowy, które rozmawiały sobie w pobliżu fontanny z czekoladą. 
- Heej, jak tam? - wyszczerzyłam się do nich.
- Wszyscy wyglądają na takich szczęśliwych… nienawidzę tego – odparła Drey, z dziwnie nieobecnym wyrazem twarzy.
Mila powoli przeniosła wzrok z niej, na mnie i uśmiechnęła się. 
- Mamy czekoladę i alkohol, żyć nie umierać – powiedziała.
Zgodziłam się z nią.
Pogadałyśmy chwilę o naszych nowych i starych koniach, o tym na jakie zawody się wybieramy i jakie przewidujemy rezultaty. Podkowa powiedziała mi też troszkę więcej o jednym z koni, które nie dawno wystawiła na sprzedaż. Miał coś w sobie i chciałam się co nieco dowiedzieć. Dołączyła też do nas Zafira. Mimo bardzo usilnych prób nie dała się podpuścić i zdradzić nam czegokolwiek o nowej stajni. Bawiła się świetnie, kiedy prawie błagałyśmy ją o najdrobniejszą informację. 
- Okej, ja się poddaję… - westchnęłam, po czym zabrałam jeszcze trochę malin i wróciłam na główną salę.
Zrobiło się znowu tłoczno, tańczyło naprawdę duuużo ludzi, bo przy wolnych piosenkach w sumie nie wymaga się od człowieka wiele więcej niż bujanie się na boki. 
Przysiadła się do mnie Miśka, uśmiechnięta od ucha do ucha. 
- Mamy na nowy samochód. I nową przyczepę. I pewnie zostanie jeszcze na nowy sprzęt dla paru koni – mówiła podekscytowana. - Cholera, kocham go.
Parsknęłam śmiechem i podsunęłam jej pod nos kieliszek z szampanem. 
- Ochłoń, kochana.
Wypiła go duszkiem po czym westchnęła. 
- Tak w sumie to oni wcale się nie ruszają… - powiedziała po chwili, w zamyśleniu. - Może zasnęli.
Musiałam dać sobie chwilę żeby wydedukować o czym mówi. Zerknęłam na zegarek, a później na Det i Blaze'a.
- No wiesz, są tam już prawie od o dwóch godzin.
- Ja wytrzymałam pięć minut. Szpilki i ja nigdy nie byliśmy dobrymi przyjaciółmi…
Po chwili dosiadła się do nas Friday, która przyniosła ze sobą sporo słodyczy, więc przywitałyśmy ją bardzo radośnie. Wcinając cukierki obserwowałyśmy tańczących i oceniałyśmy ich stroje w skali 0-10. 
- Daję Elvii dziewięć – powiedziała Fri.
- Ósemeczka dla Mathildy – odparłam po chwili obserwacji.
- Osiem… i pół dla tej trenerki z Estrelli – Miśka powiedziała to i złapała kolejny kieliszek szampana od przechodzącego obok kelnera z tacą. 
- Ona wygląda jak moja matka… i mnie to przeraża – westchnęłam, wygodniej opierając się na krześle. - Ale wiecie co… chyba powinnam już ogłosić wyniki głosowania na Króla i Królową… - dodałam po chwili. - Będę za kwadrans!
Popędziłam do recepcji, gdzie znajdowała się urna. Niebiosa wysłuchały moich modlitwa, bo do liczenia nie było dużo, a więc poszło mi bardzo sprawnie. Managerka przyniosła przygotowane korony i razem udałyśmy się ku scenie na głównej sali.
Zespół skończył kolejną piosenkę i zapadła cisza. 
- Am.. Mogę prosić o odrobinę uwagi…? - powiedziałam, łapiąc za mikrofon. - Dzięki! Przyszedł czas na koronację Króla i Królowej, więc niech wszyscy zjawią się tutaj na chwilkę, dobrze?
Odczekałam kilka minut, kiedy goście gromadzili się pod sceną. Później odczekałam kolejną minutę tylko po to żeby się trochę z nimi podroczyć. Aż w końcu wzięłam głęboki oddech. 
- Najpierw zaprosimy Królową… A więc Królową Balu Mikołajkowego 2016 zostaje… Mila Mousher!
Milka nie wyglądała na szczególnie zaskoczoną, ale za to bardzo zadowoloną z wyniku i wskoczyła po schodach w sekundę. 
- Gratulacje! - Nałożyłam na jej niebieskie włosy piękną koronę, a później przytuliłam ją i pokazałam światu, podczas gdy managerka hotelu podała jej białą różę.
- A teraz czas na Króla… Królem zostaje… uwaga, uwaga… Jasper Moss!
Jasper był z kolei totalnie zaskoczony i przez chwilę nie był pewien, czy naprawdę nazywa się jak się nazywa. Rozbawiony Derek wypchnął go na scenę, chociaż dla mnie wyglądało to praktycznie jakby go tu wrzucił. Biedny stajenny nie potrafił wydusić z siebie słowa, chociaż próbował. Założyłam mu koronę i poklepałam po ramieniu, ale on wciąż był w zbyt wielkim szoku. 
Para królewska zeszła na parkiet, gdzie mieli tradycyjnie wykonać jeden taniec. 
- Głosowałam na ciebie, więc weź się w garść – powiedziała do niego Mila, a to odrobinę go otrzeźwiło.
- O-okej…
Zrobiłam im chyba 30 zdjęć. Ale wynajęty profesjonalista i tak sam trzaskał fotki i to na pewno o wiele ładniejsze, więc faktycznie będziemy mieli pamiątkę. Do szantażowania po latach. 
Kiedy piosenka się skończyła biliśmy im brawo, a cały czerwony Jasper tylko czekał na moment, gdy będzie mógł gdzieś uciec i się ukryć. W końcu mógł to zrobić, a rozbawiona Mila stwierdziła, że potrzebuje więcej tequili w swoim organizmie. Postanowiłam jej towarzyszyć. Zabrałyśmy butelkę i udałyśmy się na balkon, gdzie za chwilę pojawiła się także Esmeralda.
Miałyśmy wspaniały widok na ocean. 
- Gdybyście nie były ludźmi, to czym byście były…? - zapytałam w zbyt głębokim zamyśleniu, by dbać o sens wypowiedzi.
Nastąpiła chwila ciszy, ale Milka zdecydowała się podjąć wyzwanie. 
- Możliwe, że w następnym wcieleniu będę takim liskiem polarnym.
Pokiwałam głową, wciąż patrząc w dal.
- Nie jestem pewna, czym bym była, albo czym chciałabym być… serio… nie wiem – westchnęła Esmeralda, bardziej opierając się na barierce.
- Przymierz.
Milka podała Esmeraldzie koronę i nie bardzo słuchała protestów. Po prostu ją ukoronowała. A później zrobiła zdjęcie. 
- No ej, usuń to, błagam…!
Mila w odpowiedzi jedynie diabolicznie zachichotała, więc Esme zastosowała działania bardziej inwazyjne i spróbowała zabrać jej telefon. Skończyło się na tym, że ganiały się po tarasie. Nawet chciałam pomóc, ale pojawili się trzej rycerze w postaci Alexa (Echo) i Alexa (Lider) oraz Alexa (Estrella), którzy zatrzymali śmiejącą się Milkę i potraktowali ją porcją łaskotek, przez co jej śmiech słyszało chyba całe Los Angeles. 
Ale zdjęcie zostało usunięte. Jakąś minutę po tym, jak zostało wysłane do kilkunastu osób.  Ale dziewczyny ostatecznie utrzymały pozytywne stosunki ze sobą i nie było awantur. A zdjęcie wyszło na tyle dobrze, że gdy schodziłyśmy we trzy na dół, to ze cztery mijane osoby komplementowały Esmeraldę. Chyba właścicielka Anarkii wszystko już wybaczyła.
Odwiedziłyśmy salę karaoke. Już na progu stwierdziłyśmy, że nie był to najlepszy pomysł, ale z czasem nasze uszy przywykły. Usiadłyśmy sobie pod ścianą, a niedługo później dołączyła do nas Domcia, przynosząc kolorowe drinki. 
- Dziewczyny, żałujcie, że nie było was tu wcześniej, bo dałam z Boksi czadu. Pierwszy raz w życiu dałam się namówić i chyba później jeszcze spróbuję. W sumie to czemu nie, bo przecież jesteśmy wśród swoich, co nie? Możemy troszkę poszaleć. - Puściła nam oczko. - A wy? Co zaśpiewacie?
Esmeralda poczuła nagłą potrzebę ewakuacji, ale zgodnie ją zatrzymałyśmy, wiedząc już, kto będzie pierwszy w kolejce do mikrofonu. 
- Jak pójdziesz dobrowolnie, to będziesz mogła sama wybrać sobie piosenkę – zaproponowałam.
- Bo wiesz, jak my coś wybierzemy… - Milka spojrzała na mnie porozumiewawczo.
- Okej, okej!
- Ha! Ustawiaj kamerę… - szepnęłam do M. 
- Przerabiałyśmy już to…- Esmeralda wywróciła oczami. - Żadnych zdjęć, żadnych nagrań, nie wolno wam nawet szkicować, jasne?
- No dooobra...
Domcia dyskretnie wysunęła z kieszeni swoją komórkę, a ja ustawiłam się tak żeby trochę ją zasłonić i dać jej dobrą kryjówkę. Nie znałam piosenki, którą wybrała Esmeralda, ale była raczej spokojna i bardzo ładna. Z przyjemnością wsłuchiwałyśmy się w słowa, a kiedy występ się skończył nagrodziłyśmy wokalistkę owacjami na stojąco. 
Ja sama nie odważyłabym się wejść na jej miejsce, ale z Milką siłą ciągnącą mnie do mikrofonu jakoś dałam radę. Boże, najbardziej stresująca chwila tego dnia. Obydwie byłyśmy średnio utalentowane wokalnie, więc spodziewałyśmy się, że wszyscy zebrani uciekną z budynku, ale udało im się wytrwać jedynie zatykając uszy. Nigdy więcej. 
Wychodząc na główną salę zaśmiewałyśmy się z własnego show, bo przecież cud, że nikt nie padł trupem. Prawie zderzyłyśmy się z Juki, która szukała swojego Przemka. Postanowiłyśmy jej pomóc. 
Biegałyśmy po piętrach, żeby później odnaleźć go tam, gdzie szukać zaczęłyśmy w pierwszej chwili. Siedział przy stole i szamał truskawki w czekoladzie. Na widok Juki jedynie uśmiechnął się w tak rozbrajający sposób, że do tej pory trochę wkurzona Juki po prostu padła na krzesło obok niego i parsknęła śmiechem. 
Milka poszła do łazienki, a ja postanowiłam znaleźć siostrę, która tym razem o dziwo nie tańczyła z Blazem. Nie. Moja siostra właśnie ujeżdżała mechanicznego byka w swojej długiej, fioletowej sukni i wcale nie zamierzała spadać. Wykrzykiwała także bojowe hasła, prowokując maszynę do większego wysiłku „bo na takich słabeuszach, to ja jeździłam jak miałam trzy lata!”. Operator byczka w końcu poważnie się zdenerwował i jedyne co widziałam to gwałtowne przekręcenie jakiegoś pokrętła. 
Noo, polatała sobie. Przez chwilę się nie ruszała, więc podbiegłam do niej, ale zaczęła chichotać zanim jeszcze tam dotarłam.
- Tylko nie mów mojej siostrze, że to zrobiłam… - powiedziała, parząc w sufit nieobecnym wzrokiem.
Wyciągnęła dłoń przed swoją twarz i przez chwilę badała ją wzrokiem z wielkim zaciekawieniem. 
- Dlaczego mam osiem palców…
Ale jednak szybko zaczęła wracać do normy. Zaprowadziłam ją do stołu, a niezawodny Alex natychmiast pojawił się ze szklanką wody. Vincent także zainteresował się losem przyjaciółki. 
- Myślę, że musi obejrzeć Cię Charochi – powiedział z powagą i troską.
- Taak, później jakiegoś poszukam – zapewniła go.
Po kilku minutach odpoczynku i ploteczek zgarnęłyśmy Shamvari, Boksi i Elvię, po czym ruszyłyśmy pod rękę na parkiet. Sham bardzo starała się nas nauczyć, naprawdę dawała z siebie wszystko… ale jej uczennice okazały się być zbyt niezdarne. Chociaż ten szampan i tequila mogły mieć tu coś do powiedzenia. Tak czy siak nasze dziwne wygibasy sprawiały, że ludzie patrzyli się na nas takim samym wzrokiem, jakim spoglądaliby na krasnoludki. Ale my nie brałyśmy sobie tego do serca i ciągle starałyśmy się utrzymać pion i odpowiednio poruszać się w rytm szybkiej muzyki. Kiedy się wywaliłam i nie potrafiłam wstać ze śmiechu stwierdziłyśmy, że stworzymy własny taniec i po prostu poszłyśmy na całego. Wydurniałyśmy się tam i bez przerwy chichotałyśmy jak opętane. Ale bawiłyśmy się cudownie! Później zastanawiałam się w jaki sposób Boksi była w stanie nosić Elvię na barana w tych butach, albo jak Shamvari zrobiła gwiazdę nosząc dłuugą suknię. Zaczęłam także żałować, że nie wprowadziłam zakazu wnoszenia sprzętów fotografujących na salę, bo ten strach czy nagle jakaś piękna fotka nie pokaże się w internecie będzie nam towarzyszył jeszcze przez najbliższe tygodnie…
W każdym razie wydaje mi się, że wszyscy wynieśli z balu całkiem fajne wspomnienia. Niektórzy zmyli się dość szybko, bo nie mieli już ani odrobiny siły, ale wiem z wiarygodnych źródeł, że najwytrwalsi bawili się niemal do białego rana. 

Dziękuję Wam za udział w balu i za to, że jesteście tutaj, w virtualu. Kocham Was i życzę wszystkim bardzo, bardzo wesołych, szczęśliwych i udanych świąt! I wielu prezentów oczywiście ;)


Sama nie uważam, że bal wyszedł dobrze (właściwe jak skończyłam to się wahałam czy to w ogóle wstawiać, ale szkoda mi było poświęconego czasu i nerwów) i za rok nie będę go organizowała. Poza tym moja działalność na VHN w najbliższym czasie będzie… raczej żadna, za co już teraz przepraszam. Nie wiem kiedy będę miała więcej energii by się tym zająć, ale VHN na pewno nie zginie. :)
Ciągle zapraszam do zgłaszania własnych pomysłów i pisania własnych pojedynczych artykułów czy też całych serii.

2 komentarze:

  1. Bardzo przyjemnie się czytało, ekstra opisane, dzięki wielkie za taki szampański wieczór! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Karenka powraca! Na razie z hipodromem (który sie troche buntuje :p) ale jednak ;) zapraszam więc na wyścigi tak na szybki początek :D
    Hipodrom Lapeu już działa!
    (http://hipodrom-lapeu.blogspot.com/ )

    OdpowiedzUsuń